SCM player skins Tam, dokąd boją się iść anioły: Miniaturka - taka walentynkowa

piątek, 21 lutego 2014

Miniaturka - taka walentynkowa

Uh. Jak ja nie lubię walentynek!
Zakochane pary przychodzą do sklepu kupić kwiaty, walentynki, kartki, czekoladki..
Tamują tylko ruch, a ja muszę ich wszystkich obsługiwać, słuchają jacy oni są szczęśliwi..
Uh. Nienawidzę tej udawanej miłości.. Tylko w ten dzień wysilają się, by kupić drugiej połówce prezent..
Mam tych kwiatów dość!!

Nareszcie wieczór.. Oblężenie sklepu: zerowe.. Ach. Nie! Znowu ten przeklęty dzwonek informujący, że ktoś wszedł do sklepu.
To tylko jakiś staruszek. Pokręci się chwile, kupi co miał kupić i będę mogła wreszcie zamknąć sklep.
Witajcie cieplutkie kapcie!
Ale nie.. Staruszek kręci się nadal pod półką z kartkami walentynkowymi.
Mija piętnaście minut. A on nadal stoi i patrzy bezradnie na kartki. Po kolejnych pięciu minutach lituję się nad nim i podchodzę do niego.
-Przykro mi, ale za chwilę zamykam sklep - zwracam się do mężczyzny. Ten obraca się do mnie przodem i uśmiecha się.
-Przepraszam, ale nie mogę wybrać.. Czy mogłaby pani mi pomóc? -pyta mnie.
Wzdycham w duchu. Posyłam mu sztuczny, wymuszony uśmiech. Ten jednak się nie zraża; dalej się uśmiecha. Przyglądam mu się bliżej i uświadamiam sobie, że z bliska wygląda na starszego. Może mieć z
osiemdziesiąt lat. Boże nie chcę być taka stara.
-To dla żony? - pytam, byle już mieć to za sobą.
-Tak.
-A co lubi? Jak się państwo poznaliście?
-Poznaliśmy się gdy mieliśmy jedenaście lat. Do dziś pamiętam jej puszyste włosy, spojrzenie ciepłych, brązowych oczów jakim mnie wtedy uraczyła. Chodziliśmy do szkoły z internatem. Nie byłem dla niej na początku miły..
-Jak to? To nie była ta wspaniała miłość od pierwszego wejrzenia? - pytam, coraz bardziej zainteresowana, siadając na krześle. Wskazuję mężczyźnie drugie.
-Nie - śmieje się, ale za chwilę poważnieje. - Byłem dla niej okrutny. Nie miła dnia wolnego od moich docinek. Nie zrozum mnie źle.. Od dzieciństwa miałem wpajane do głowy, że kogoś kto był w gorszej warstwie społecznej jest nikim. Widzisz pochodziłem z arystokratycznej rodziny..
-Nie było przecież tak źle.. - mówię. - Miał pan status, pieniądze..
-Ale za jaką cenę? -pyta gorzko. Podciąga lewy rękaw. Widzę na jego  lewym przedramieniu niewidoczny już prawie tatuaż czaszki.
-Co to? - zaintrygowana chcę go dotknąć, ale jak tylko muskam opuszkami palców tatuaż, mężczyzna cicho syczy. -Przepraszam - mówię zawstydzona. - Nie powinnam.
Ten tylko uśmiecha się do mnie.
-Nic się nie stało.. Po tylu latach, nadal daje o sobie znać. Mój ojciec nie obracał się w najlepszym towarzystwie -mówi zakrywając przedramię. - Gdy miałem szesnaście lat zmusił mnie, bym poszedł w jego ślady. Miałem zrobić coś strasznego. Nawet nie pytaj co, bo nie mogę ci powiedzieć. Powiem ci tylko, że było to straszniejsze niż możesz sobie wyobrazić. Kiedy byłem w dołku i wszyscy przyjaciele się ode mnie odwrócili, jedna tylko osoba mi pomogła. To była ona.  Z tym swoim pomocnym uśmiechem na twarzy i już nie puszystymi włosami. Układały się w leciutkie fale. I wtedy dopiero zauważyłem jaka była ładna. Pomagała mi wypełnić moją misję, chodź była po drugiej stronie. Spotykaliśmy się potajemnie w pustych klasach. Zaczęliśmy się przyjaźnić. Nie zaakceptowali to wszyscy, ale mieliśmy ich gdzieś. Nawet nie wiem kiedy zostaliśmy parą. To wzbudziło dopiero sensacje - śmieje się - Ja arystokrata, casanova Sly.. szkoły. A ona - kujon, ciągle zaczytana w opasłych tomach. Było trudno.. Ale się udało - podaje mi zdjęcie - Zawsze mnie zaskakiwała - śmiej się.

-Piękna - szepczę, patrząc na ruszające się zdjęcie. Na widok moje mimy lekko się śmieje.
-Zawsze nieprzewidywalna.. - mruczy. Podaje mi drugie zdjęcie. - A to ja..
-Przystojniak był z pana - udaje mi się wydusić, nadal patrząc jak zaczarowana na zdjęcia.
-A teraz nie? - śmieje się. Patrzę na twarz pomarszczoną zmarszczkami. Chodź mężczyzna na zdjęciu jest dużo młodszy, można zauważyć podobieństwo. Te same niebieskie oczy*.
Nie odpowiadam na pytanie. Za to zadaje inne:
-Kocha ją pan?
-Tak - nawet nie liczyłam na inną odpowiedź. Widać to w jego oczach, gdy mówi o niej.
-To może niech pan po prostu, zamiast kupować jej coś, powie, że ją kocha - sugeruję.
-Nie mogę.
-Dlaczego? - pytam zdziwiona.
-To nasza tradycja. Co walentynki daję jej kartkę  i bukiet kwiatów.
-To może czas zmienić tradycje? - uśmiecham się.
-Wolałbym nie.
-Dlaczego?
-Moja żona nie żyje od czternastu lat. Nie chcę, by pomyślała, że zapomniałem o niej.

*oj wiem ma szaro-niebieskie oczy (specjalnie zmieniłam)


Tak spóźniooooona miniaturka na walentynki. Nie miałam wcześniej czasu dodać. Stwierdziłam, że nic się nie stanie, jeżeli dodam ją teraz..
Dziękuję za komentarze! :D
DEDYKACJA DLA: Blondi i Dramione Granger.
Miniaturka może zawierać błędy.
Pozdrowionka
Ann 

9 komentarzy:

  1. Cudowna aż przeczytałem ją dwa razy :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniała :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę piękna w swojej prostocie. Na początku myślałam, że pisana jest z perspektywy Hermiony, a tu taka niespodzianka. A koniec taki...wyjątkowy. Aż się popłakałam. Choć i tak najpiękniejsze jest to, że takie pary istniały i istnieją napradę :) A osadzenie w tej roli Draco i Hermiony... niezwykłe <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne! Kiedy czytałam to i dałam koleżance, żeby też przeczytała, ona powiedziała : ,, Ta dziewczyna kiedyś będzie wspaniałą pisarką'' :-). I bardzo Ci dziękuję za dedykacje ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzruszająca, piękna, smutna, urocza.
    Jest genialna. Wybacz za zapłon, ale bywa.
    Jej, myślałam, że to perspektywa Hermiony, dopiero potem domyśliłam się, że o sobie opowiada Draco.
    Super, weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. na początku myślałam, że to Miona jest ekspedientką, a tu takie coś.
    Romantyczne i słodkie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. popłakałam się... piękna <3

    OdpowiedzUsuń